Pisarstwo twórców realizmu magicznego ma w sobie tę niezwykłą moc, że mimo odległych dla Europejczyków tematów do dziś kształtuje fascynację literaturą latynoamerykańską również w Polsce.
Zadaniem czytelnika i celem osobliwej gry, jaką prowadzi z nim pisarz w ,,Kronice zapowiedzianej śmierci”, jest zdemaskowanie intencji autora. Bez wątpienia w tym gąszczu symboli i alegorii kluczowa okazuje się być symbolika labiryntu i jej silne związki z kreacją bohaterów, ich przeżyciami. Czytelnikowi trudno jest odczytać koncepcję autora, gdyż nie można jednoznacznie stwierdzić, z jakim gatunkiem literackim mamy do czynienia.
Pisarz wykreował rzeczywistość kolumbijskiego miasteczka, a więc świata kompletnie obcego dla przeciętnego czytelnika spoza kręgu kulturowego Ameryki Łacińskiej. Całość skomponował w polifoniczno-hybrydycznej poetyce. Ta niejednorodna struktura jest przede wszystkim atematyczna, ponieważ trudno określić główny temat powieści Marqueza. Nie jest nim odkrycie, kto zabił Santiago Nasara, co potwierdzają słowa: Pewne było tylko to, że bracia Angeli Vicario czekają na niego, aby go zabić. Również motyw zabójstwa nie budzi zastrzeżeń: To była sprawa honoru. Tymi słowami Pablo Vicario w rozmowie z ojcem Amadorem wyraźnie podkreśla, iż należało zabić człowieka, który splamił dobre imię ich siostry. Można jedynie przypuszczać, że autor skoncentrował się na zachowaniach kolumbijskiej społeczności wobec zapowiedzianej śmierci poprzez liczne zapiski jego rozmów z mieszkańcami miasteczka. O osobliwej poetyce w powieści Marqueza stanowi również afabularność, ponieważ trudno mówić tu o rozwoju akcji w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, przeszkadza temu achronologia zdarzeń. Widać ją na przykład w opisie przyjazdu biskupa. Nagle narrator wprowadza retrospekcję do odległej przeszłości miasteczka, chcąc wydobyć charakter tej przestrzeni: Mieszkali w starym dwupiętrowym domu (…), kiedy rzeka była na tyle żeglowna, iż barki, a nawet niektóre statki pełnomorskie zapuszczały się aż tutaj poprzez bagniska estuarium.
Pierwszoosobowy narrator, za pomocą sylwy, kreuje wizję miasta jako labiryntu, wprowadzając wspomniane retrospekcje, które pozbawione są jakiejkolwiek chronologii. Taki sposób opisywania zdarzeń utrudnia czytelnikowi wyobrażenie przestrzeni miasteczka. Celowo rozbudowana składnia, imiesłowowe równoważniki zdania ((…) odpowiadając na pytania nie do niego skierowane i na przelotne pozdrowienia, , których nikt mu nie słał, szczęśliwy w swym kręgu zapomnienia, w nakrochmalonej koszuli i z laską z drewna gwajakowego, którą kupiono mu specjalnie na wesele.) czy przywoływane z pamięci narratora wypowiedzi bohaterów sprawiają, że dzieło Marqueza wymusza na czytelniku stałą i bezwzględną uwagę. To dlatego gubi się on w formie powieści, za sprawą osobliwej koncepcji rozdziałów pozbawionych tytułów i numeracji.
G. G. Marquez opowiada historię o wyjątkowym miasteczku, w którym dochodzi do niecodziennej zbrodni. Zbrodni, o której wszyscy w mieście wiedzieli, że nastąpi, ale nikt jej nie zapobiegł. Pomimo faktu, iż sam tytuł książki sugeruje, że mamy do czynienia z kroniką, paradoksalnie nie padają żadne informacje o nazwie miejscowości, opisy ograniczają się jedynie do symbolicznego zarysu topografii miasteczka (wspomniany brak nazw ulic) oraz przestrzeni wokół niego. Z informacji podanych w książce możemy jedynie wywnioskować, iż zdarzenia opisywane w niej miały miejsce 27 lat przed datą wydania powieści, czyli w roku 1954, kiedy to w Kolumbii trwała wojna domowa nazywana przez historyków La Violencia. Sytuacja ekstremalna, jaką jest wojna, pozbawia ludzi wrażliwości i empatii. Oswaja z widokiem śmierci.
I właśnie w tym zdaje się tkwić magia tej książki. Labirynt jest tylko formą.
Dużo bardziej przeraża prawda o ludziach, którzy znaleźli się w tym labiryncie lęków, fantazji i niespełnionych pragnień…
Za to kocham Marqueza najbardziej.