Aniołki Bez Charliego

Niecodzienna codzienność w poezji Mirona Białoszewskiego

Jak długo można powtarzać do egzaminu? Zdecydowanie są jakieś granice…Każdemu potrzebny jest oddech od lektur obowiązkowych i gramatyki.
Niechaj ucieczką od lektur obowiązkowych będzie…poezja. 🙂 Miny uczniów początkowo nie zdradzały entuzjazmu. Trzeba w tym momencie wyszeptać im tak, jak to uczynił profesor Keating w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”:

„Czytamy poezję, bo należymy do gatunku ludzkiego. A gatunek ludzki przepełniony jest namiętnościami. Oczywiście, medyczne prawa, bankowość, to dziedziny niezbędne, by utrzymać nas przy życiu. Ale poezja, romans, miłość, piękno? To wartości, dla których żyjemy?”

Każdy z nas jest obecnie przytłoczony codziennością. Brak kontaktów z przyjaciółmi, znajomymi, sąsiadami, przypadkowych rozmów na ulicy, w sklepie, na przerwie w szkole bardzo nas zubaża. Każdy dzień podobny jest do następnego i tego z wczoraj. W takim momencie można było sięgnąć po twórczość właśnie Mirona Białoszewskiego, który potrafił w niesamowity sposób dostrzec piękno codzienności, przeżyć zachwyt nad tym, co prozaiczne, przeciętne, zwyczajne.

Najpierw sięgnęliśmy do dzieł mistrzów sztuk plastycznych, aby podejrzeć, w jaki sposób wykreowali mistykę codzienności.


Następnie uczniowie ujrzeli to:

Zdezorientowani pytali: „Co to? O co tu chodzi”. Oczywiście, wreszcie ktoś rzekł: „To łyżka durszlakowa!” i to był doskonały moment, by sięgnąć po twórczość M. Białoszewskiego.

Szare eminencje zachwytu

Jakże się cieszę,
że jesteś niebem i kalejdoskopem,
że masz tyle sztucznych gwiazd,
że tak świecisz w monstrancji jasności,
gdy podnieść twoje wydrążone
pół-globu
dokoła oczu,
pod powietrze.
Jakżeś nieprzecedzona w bogactwie,
łyżko durszlakowa!

Piec też jest piękny:
ma kafle i szpary,
może być siwy,
srebrny,
szary – aż senny…
a szczególnie kiedy
tasuje błyski
albo gdy zachodzi
i całym rytmem swych niedoskonałości
w dzwonach palonych
polano biało
wpływa w żywioły
obleczeń monumentalnych.

Nastąpiła wnikliwa analiza utworu, porównywanie oryginalnych przedmiotów przyniesionych z kuchni z „monstrancją jasności” i „kalejdoskopem”. Wynotowanie środków poetyckich, wreszcie interpretacja.
Jeden z uczniów stwierdził, że poeta przebywał chyba na kwarantannie nie miesiąc, jak my, lecz z kilka lat, skoro tak wnikliwie przyjrzał się łyżce i piecowi.

Następnie bohaterem lirycznym naszej lekcji stał się On:

Obierzyny (2)

kartofel

ziemisty

ziemniak

zimny

– wymyka się –

obco obierać

obco

obiegać

– taki

księżyc

silniejsze niż:

pustkowie

idzie się

u krechy

wschód człowieka

od maleńkości

ze skali w skalę

przychuśtywa się

nieznana geografia,

zanim pełnia

niepokoju

Tutaj dyskusja osiągnęła zenit. Bo jak to, ziemniak bohaterem poezji! Ziemniak i księżyc? To mogło się zrodzić tylko w głowie Mirona.

Jeśli prawdą jest, że najdłużej zapamiętujemy to, co przeżyliśmy, być może ta lekcja utrwali się choć na trochę w uczniowskich głowach.

Pozostaje czekać na fotografie młodzieży. Na następnej lekcji mają pokazać swoje zdjęcia przedmiotów codziennego użytku i wymyślić dla nich inne zastosowanie albo wydobyć ich piękno.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Cresta Social Messenger