Willie Lincoln, dwunastoletni syn prezydenta Abrahama Lincolna umiera na tyfus. Ojciec, nie chcąc rozstawać się z synkiem, nakazuje go pochować na pobliskim cmentarzu, w rodzinnym grobowcu zaprzyjaźnionego sędziego. Dlaczego? Aby nocą móc szybko dostać się na cmentarz i tulić martwe dziecko. To wydarzenie zaburzy odwieczny porządek zaświatów i spowoduje, że dusza Williego nie będzie chciała opuścić ziemskiego padołu, oczekując na kolejne odwiedziny ojca. Trafi do Bardo – miejsca pośredniego pomiędzy życiem a śmiercią.
Silna więź łącząca ojca z synem nie będzie pozwalała jednemu – odejść, drugiemu – pozwolić odejść.
Towarzysząc Williemu, czytelnik stanie się świadkiem niesamowitych wydarzeń – spotkań, rozmów prowadzonych przez dusze zmarłych, które z różnych powodów utknęły na cmentarzu i nie mogą udać się w dalszą drogę. Są wśród nich kanalie, ale także jednostki, które przez wieczność poszukują przyczyn swojego potępienia. Najciekawszy wydaje się jednak fakt, że towarzysze Williego nie wiedzą, że są martwi. Sądzą, że nęka ich choroba, uniemożliwiająca powrót do codzienności. Nie mają także poczucia upływającego czasu, co rodzi liczne nieporozumienia.
W przypadku tej powieści, polifoniczność nabiera zupełnie nowego oblicza, ponieważ praktycznie cała książka jest zapisem relacji, dialogów rozmaitych postaci-dusz, nawet z zamierzchłych czasów. George Saunders tworzy zupełnie nowy gatunek literacki, nowoczesną, a zarazem adekwatną do koncepcji, formę. Każda dusza przemawia zindywidualizowanym językiem, stylizowanym na czasy, w jakich żyła, spójnym z jej pochodzeniem i wykształceniem.
Pozwala śmiertelnikom zajrzeć na drugą stronę rzeczywistości, zagościć na chwilę w świecie pozagrobowym, doświadczyć trosk i cierpień dusz tułających się pomiędzy doczesnością a wiecznością. Pozwala także przeżyć spektrum emocji – momentami sceny z życia zmarłych prowokują do uśmiechu, by za chwilę wzruszać lub przerażać.
Nie ma drugiej takiej powieści, George Saunders zadziwia spójnością treści i formy, oryginalnym konceptem i…kreuje najbardziej zachwycający (dla tych, którzy mają szczerozłote serca) i przerażający (dla potępionych) opis drogi duszy w zaświaty:
„Wrota stanęły otworem.
Za nimi w rozległej komnacie po brylantowej posadzce wiodła droga do takiegoż stołu, za nim zaś siedział mężczyzna, o którym wiedziałem, że jest księciem; nie Chrystusem, lecz bezpośrednim wysłannikiem Jego.(…)
Rozumieliśmy, że mamy podejść w tym samym porządku, w którymśmy tam przybyli. Nasz rudobrody przyjaciel (…) podszedł pierwszy.
Jakeś żył? – spytała jedna.Mów prawdę, dodała druga, po czym lekko dotknęły głowami jego skroni.
Obie rozpromieniły się, uradowane tym, co w nim znalazły.(…)
Szybki sprawdzian, rzekł wysłannik Chrystusa ze swego miejsca za brylantowym stołem. Istota po prawej nadstawiła zwierciadło rudobrodemu. Ta z lewej dłoń w piersi mu zanurzyła i zręcznym, a zarazem jakby nieco przepraszającym ruchem serce z niej wyjęła, aby je na wadze położyć.”
To kolejny, choć zupełnie wyjątkowy tekst kultury poszukujący odpowiedzi na pytanie „unde malum” – gdzie są? gdzie są dusze naszych zmarłych.